„Co dwie głowy, to nie jedna…”

Pomysł na przygotowanie warsztatu, z którego dziecko będzie dowolnie czerpało i tworzyło wg własnej inwencji zaadresowałam do Filipa. Moim celem było zachęcenie chłopca do aktywności w konstruowaniu dowolnych form płaskich i przestrzennych. Spodziewałam się, że podczas tworzenia dziecko będzie bazowało na swoich zainteresowaniach. A te są niebywałe dla kilkulatka. Filip jest znawcą zagadnień na temat elektryczności. Jestem niejednokrotnie zelektryzowana😊, kiedy słucham jak profesjonalnych określeń używa opowiadając o działaniu urządzeń elektrycznych. A gdy swoje pomysły wizualizuje za pomocą kredek na kartce, mam wrażenie, że mam styczność z prawdziwym pasjonatą (nawet słownictwo dopasowuje się do tematu😊). Dla Filipa zużyte urządzenie, które ktoś postanawia zastąpić nowym, nie jest przedmiotem do wyrzucenia. To… powiedziałabym: SKARB. Dziecko może do niego dowolnie zajrzeć, poobserwować jak jest zbudowane. Może porozmawiać z tatusiem, który wyjaśni na jakiej zasadzie urządzenie działa (lub działało). Jest miejsce dla Filipa absolutnie magiczne. To altanka. W niej zgromadzone są same niezwykłe przedmioty: urządzenia i przewody elektryczne. Spodziewam się, że Filip może „altankowe” urządzenia dowolnie skręcać i rozkręcać (zawsze bezpiecznie, bo pod opieką dorosłych). Mam wrażenie, że wiele z nich jest tam specjalnie po to, żeby rozwijać zainteresowania dziecka.

Wrócę do przedszkola. Zaproponowałam Filipowi pracę. Przygotowałam dla niego makietę, której konstrukcja umożliwia zaczepianie, przeplatanie i sklejanie. Przygotowałam również koszyczek pełen przedmiotów, które można w tej pracy wykorzystać. Starałam się zainspirować dziecko ustalając razem z nim jakie urządzenie skonstruuje wykorzystując przygotowane materiały. Po jakimś czasie zauważyłam przy tej pracy dwoje dzieci. Do Filipa dołączyła Lenka. Przyjemnie było popatrzeć jak wspólnie działają i jak ciekawie tworzą. „ Co dwie głowy, to nie jedna”- mówi do mnie Filip. Nie da się zaprzeczyć. Efekt pracy zadziwia.

Wizyta żółwicy Moniki :)

Dzisiaj naszą grupę odwiedził wyjątkowy gość. Pan Witalis, tatuś naszej Nel, zawitał do nas, aby opowiedzieć i przybliżyć dzieciom zwyczaje i sposób bytowania ich domowego zwierzątka….i nie mam tu wcale na myśli kota ani psa, ale…… żółwia 🙂 a dokładnie żółwicę o wdzięcznym imieniu Monika 🙂 która jest pupilem w domu naszej Nel.

Nasz gość, choć był wyjątkowo powolny i spokojny, swoją wizytą wzbudził wśród dzieci ogromne emocje. Pan Witalis opowiadał przedszkolakom w jaki sposób dbać o takiego tropikalnego gada. Wbrew pozorom to wymagające i nie tak całkiem łatwe do hodowli zwierzę. Trzeba rzetelnie i solidnie dbać o jego higienę, odżywianie a nawet pamiętać o spacerach. Dzieci z uwagą słuchały ciekawostek na jego temat, dotykały pancerza, obserwowały ruchy. Udało się także pokarmić naszego gościa. Pewnie też mu się podobało, bo bez strachu wysuwał łepek i zajadał liście mleczu (ponoć jego największy przysmak) 🙂

Bardzo serdecznie DZIĘKUJEMY Panu Witalisowi za poświęcony czas i ciekawą lekcję z zakresu zoologii. Znowu jesteśmy bogatsi o nową wiedzę i doświadczenia. Cieszymy się, że mieliśmy możliwość wziąć udział w takim spotkaniu, bo przecież nie tak często można na żywo oglądać i słuchać o żółwiach. Dziękujemy 🙂

Wycieczka do Muzeum w kamienicy Orsettich

Chcąc wzbogacić doświadczenia dzieci w wiedzę o rodzinnej miejscowości w dniu 16 maja starszaki uczestniczyły w wycieczce do Muzeum.  Przedszkolaki dowiedziały się co to jest muzeum oraz w jakim celu chroni się zabytki i gromadzi eksponaty muzealne. W  ciekawy sposób przybliżyły sobie historię życia właścicieli kamienicy oraz poznały wnętrza muzealnej kompozycji.  Pobyt w Muzeum  był okazją do bezpośredniego obcowania  ze sztuką muzealną. Przeżycia i emocje, które towarzyszyły dzieciom  podczas wycieczki na pewno wpłyną na trwałość zdobytej wiedzy i realizację edukacji regionalnej.

Tańcowała igła z nitką…

Wydawałoby się, że wyszywanie na płótnie umieszczonym w tamborku to relikt przeszłości. Nic takiego. W grupie Żółtej dzieci wyszywają, znają określenie: haft, wiedzą co to jest tamborek. Straszaki z zapałem przystąpiły do pracy związanej z haftowaniem. A praca od samego początku była bardzo interesująca, absorbująca. Już umieszczenie płótna w tamborku wymagało sporo uwagi i zręczności. Nic dziwnego, że po pomyślnym wykonaniu pracy dzieci wyrażały duże zadowolenie z siebie i ze sfinalizowanego zadania. Zachętą do wyszywania były również kolorowe nici i samodzielne próby ich nawlekania. Ale i z tym zadaniem dzieci sobie poradziły, choć trzeba przyznać, że z moją pomocą 😊. A potem prowadziły igłę z nicią. I tu oprócz ukazującego się powoli wzoru, często pojawiały się również (nie wiadomo skąd i po co) guzki, „plątanki”. Ale i temu daliśmy radę, by w efekcie cieszyć się z powstałego haftu.